Mała przerwa w blogowaniu spowodowana była piękną pogodą, długimi spacerami i nowym wyzwaniem, jakie przed sobą postawiłam.
W czasie ciąży obiecałam sobie, że po porodzie ostro się za siebie wezmę. Minęło 5 miesięcy i.. No właśnie. Ciężko było się zmotywować, bo przytyłam tylko 8kg. Mieszczę się we wszystkie ubrania sprzed ciąży. W porównaniu do wagi sprzed ciąży mam 2kg mniej. Pozostała mi jednak oponka wokół pępka i tłuściutkie boczki. Z tego powodu zaczęłam coś konkretnego robić ze swoim ciałem. Co dokładnie? Zapraszam do wpisu!
Po okresie połogu bywały dni, w trakcie których coś tam ćwiczyłam. Raz Mel B, jakieś 10 razy Zumba. Niestety, nie miałam żadnej motywacji. Robiłam to bardziej dla poprawienia sobie humoru.
Jakieś 2 tygodnie temu zamulałam przed komputerem. Lalci spała, D był w pracy. Weszłam na Facebook Ewy Chodakowskiej. Oglądałam te wszystkie efekty, przemiany. Dostałam powera! Dodatkowo, w ten dzień robiłam porządki w szafie. Znalazłam cudną spódnicę i obiecałam sobie, że do lata się w nią wbiję. Jak nie mam motywacji do ćwiczeń, wyciągam ją i próbuję założyć ;P
Najbardziej spodobał mi się program ćwiczeniowy "Skalpel". Ma swoje wady i zalety, ale to co czuję po treningu jest wspaniałe. Niby zmęczenie, ból, mięśnie jak z galarety, ale ilość endorfin to wszystko rekompensuje.
Uwielbiam ćwiczenia na brzuch. Jest to dla mnie raj. Coś cudnego i ciągle mi ich w tym programie mało. Nawet, gdy Ewka każe już odpoczywać po skończonym programie, ja dalej cisnę spięcia <3
Oczywiście, nie każde ćwiczenie sprawia radochę. Nienawidzę ćwiczeń na nogi wykonywanych w pozycji na brzuchu. Tragedia, masakra, żal. Nieraz zdarzyło mi się podczas nich płakać z bólu...
Pierwszy "Skalpel" zrobiłam jakoś 10. marca. Potem miałam przerwę na antybiotyk... Prawdziwe treningi zaczęłam 16. marca. Ćwiczyłam sumiennie przez cały tydzień z przerwą w sobotę. Opuściłam też wczorajszy trening, ale to już leci drugi tydzień ćwiczeń. Postanowiłam robić "Skalpel" 6 razy w tygodniu. Optymalnie zalecane jest wykonywanie ćwiczeń 3 razy na tydzień, ale nie byłabym sobą, gdybym nie postawiła przed sobą ambitnego celu.
Próbowałam ćwiczyć zarówno rano, jak i wieczorem. Niestety, poranki to totalna klapa. Lalci wybitnie próbowała zwracać na siebie uwagę, a jak spała to tylko 20 minut podczas ćwiczeń no i wiadomo, trening musiał być przerwany. Postawiłam na wieczory. Malutka śpi, po treningu od razu prysznic i lulu ;P
Wiem, że mając maluszka czasami myśli się tylko, żeby jak najszybciej pójść spać po całym dniu pełnym wrażeń. Możecie mi wierzyć, że po takim treningu będziecie jak nowo narodzone ;) Grunt to nie poddawać się po pierwszym razie...
W razie pytań zapraszam na ask: www.ask.fm/juliakr94
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz