czwartek, 19 marca 2015

50. Moja ciąża

Ciąża to okres, do którego często wracam wspomnieniami. Czas cudowny, wyjątkowy i najpiękniejszy w życiu. Oczywiście, inaczej przeżywa się to wszystko, jeżeli dziecko było planowane, chciane i upragnione, a inaczej, jeżeli los płata figla. Zechcieliśmy powiększyć rodzinę 24 grudnia 2013 roku. Starania bywają żmudne... Nam udało się szybko i mimo zapowiedzi dwóch lat starań, w ciążę zaszłam niemalże od razu od podjęcia przez nas tej decyzji.
.
.
.
.
.
.
.
.
.



Test zrobiłam 2.02.2014, a w urodziny miałam pierwszą wizytę i był to 5. tydzień. Testy zrobiłam dwa, choć była to tylko formalność. Byłam pewna ciąży - spóźniał mi się okres, a przez dwa tygodnie czułam jakbym go miała, ciągły dyskomfort, skurcze macicy, no wiecie. Inne objawy, już po potwierdzeniu ciąży - wymioty... Zdarzało mi się czuć niedobrze nawet po wodzie niegazowanej ;/

Jako lekarza prowadzącego wybrałam kobietę. Wszystkie badania robiłam prywatnie... W szóstym miesiącu zmieniłam lekarkę na ordynatora oddziału ginekologicznego szpitala, w którym miałam rodzić. Wszystkie wizyty odbywały się prywatnie.

Jako takich komplikacji nie miałam. Jedynie dwa razy leżałam w szpitalu. Raz - podejrzenie kolki nerkowej, drugi raz - podejrzenie cukrzycy ciążowej.

W ciąży byłam aktywna. Ćwiczyłam pilates, dużo spacerowałam. Przytyłam tylko 8kg, a tydzień po porodzie miałam -2kg w porównaniu do wagi sprzed ciąży.

Używałam masy kremów na rozstępy. Pojawiły się w 37. tc i jestem caaała w paski. Już się do nich przyzwyczaiłam, jednak jak widziałam z dnia na dzień, jak jeden po drugim się pojawia - byłam zrozpaczona.

Bardzo chciałam mieć syna. Płeć potwierdzono w 25. tc na USG 4D. Byłam załamana, że w moim brzuchu nie mieszka wyimaginowany Filipek. Na drugi dzień już się cieszyłam z córci.

W ciąży zdawałam maturę i egzaminy zawodowe. Brałam udział w konkursach. Zostałam finalistką olimpiady ekonomicznej organizowanej przez uczelnię w Częstochowie, lecz na ten ostatni etap nie pojechałam ze względu na obawy o samopoczucie swoje i malutkiej. Zostałam też trzecią najlepszą uczennicą technikum w rejonie jeleniogórskim.

W dziewiątym miesiącu ciąży pojechaliśmy na parę dni do Wrocławia. Miałam świadomość, że mogę tam urodzić, lecz wcale mi to nie przeszkadzało. Niestety, malutkiej się nie spieszyło i trzecie becikowe przepadło.

Przed porodem najbardziej irytowała mnie rodzina. Codziennie telefony i wiadomości z pytaniami, czy urodziłam... Pewnego dnia wyłączyłam dźwięki w telefonie i poszłam się kąpać. Mój mąż narobił takiego rabanu, że nie odbieram, że postawił całą rodzinę na nogi.
Masakraaaaa...
Miałam ogromne wahania nastrojów. Apogeum jednak nastąpiło po porodzie, czego nikomu nie życzę.

Wywoływałam poród domowymi sposobami. Nic nie działało, choć miałam jeden fałszywy alarm... Niestety, nic z tym nie zrobiono.

Termin miałam na 02.10. Czekałam na moją córinkę 9 dni. Spędziłam 5 dni w szpitalu. Rodziły wszystkie kobiety z sali oprócz mnie. Poród miałam wywoływany przez cewnik Foleya. Oksytocyna podawana 4 dni nic nie dawała. Założyli mi baloniki chyba o 13, poród zaczął się o 3 w nocy. Zostałam źle potraktowana przez położną, która stwierdziła, że robię teatr i mam iść spać... Z bólu się darłam na cały oddział. Nie chcieli wpuścić mojego męża. W pewnym momencie płakałam bardziej z tęsknoty i z samotności, niż z bólu. Podczas skurczu robiłam półprzysiad, podpierając się rękoma o parapet. Czasami się kładłam i w przerwach między skurczami zasypiałam. Skurcze było co 3minuty, czasami co minutę. Tak spędziłam noc... Rano ordynator był zdziwiony, że nie jestem na porodówce... Wtedy wpuścili mojego męża i wylądowaliśmy na sali do porodów rodzinnych. Większość czasu spędziłam pod prysznicem. Skurcze parte trwały chyba 15 minut. Dzięki lekarce uniknęłam nacięcia, bo położna oczywiście już skalpel miała w ręku ;/ A co do lekarki będącej przy porodzie - to ta, do której chodziłam przez większość ciąży.

Na Ask'u ktoś zapytał co miałam ze sobą w szpitalu:
* 3 paczki podpasek poporodowych
* 2 maty ochronne na łóżko
* 3 koszule
* bielizna
* książki
* kosmetyki do higieny osobistej
* telefon + ładowarka, rzeczy niezbędne ;p
* pieluchy rozmiar 1. i chusteczki nawilżane
* karta ciąży, wyniki badań, dowód osobisty

To miałam ze sobą na wejściu. Wszystko, co potrzebowałam na bieżąco mi donoszono, bo mieszkam 3 minuty od szpitala. Także codziennie jedzonko mąż mi przynosił, bo w szpitalu kobieta ciężarna się nie naje...Ogólnie tęskniłam za powietrzem, spacerami, za wszystkim banalnym.

Teraz masa fotek ;P






























Następny wpis będzie o kosmetykach Lalci ;):*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz