Dzisiaj piątek 13-tego. Postanowiłam poruszyć temat kontrowersyjny, podnoszący mi ciśnienie. Chcę wyrazić tym tekstem swoje zdanie. Nikt nie musi się z nim zgadzać. Mój blog, moje miejsce zwierzeń, mój punkt widzenia. Jeżeli ktoś nie chce poczuć się urażony - nie zapraszam do czytania.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Pierwszy mój bunt nastąpił przed 7. rokiem życia. Zastanawiałam się, jak to możliwe, że Bóg jest w Niebie, a ludzie lecący samolotem go nie widzą? Oczywiście, nikt mi tego nie wytłumaczył, że Niebo to nie niebo, że nic w Biblii nie jest dosłowne.
Potem była Komunia. Myślałam, że będę wyglądać jak Panna Młoda! Interesował mnie też smak "opłatka". A najważniejsze? Ile dostanę w kopertach. Myślenie siedmioletniego dziecka...
Po Komunii miałam spokój, chodziłam tylko po pieczątki na różańce itp., żeby mieć na religię. Wiecie gdzie chodziłam? Za kościołem był plac zabaw, tam z koleżankami siedziałyśmy cały obrzęd i leciałyśmy po pieczątki. Myślenie dziesięcioletniego dziecka...
Bierzmowanie robiłam, "bo do ślubu Ci się przyda". Wtedy już nie wierzyłam, kompletnie zaplątałam się w świat nauki, książki i Discovery i porównując to wszystko do Biblii - nic mi się nie zgadzało...
Zawsze chodziłam na religię. W podstawówce z przymusu, w gimnazjum podobnie. Wybór miałam w szkole średniej. I chodziłam z własnej woli. Miałam cudownego nauczyciela, który miał ogromną wiedzę nie tylko o chrześcijaństwie. Każda lekcja była o teologii i etyce. Na lekcje chodziłam z przyjemnością. Mój nauczyciel może to traktować jako sukces pedagogiczny! Facet tak interesował tymi swoimi opowieściami, że zaczęłam brać udział w olimpiadach ;) Ze świetnym skutkiem. Nie, nie nawróciłam się. Traktowałam to jako wyzwanie. Skończyłam szkołę z oceną celującą, cóż za ironia losu...
Nie rozumiem i nie potrafię pojąć faktu - rodzice nie chodzą do kościoła, nie żyją po chrześcijańsku a Boże Narodzenie jest dla nich, tak jak dla mnie, choinką i prezentami - a przychodzi na świat dziecko i nagle, chrzczą! Przypadek znany z autopsji - mama dziecka z kościołem nie ma nic wspólnego, a krótko przed chrztem zaczyna pokazywać się na mszy... Żeby tylko to dziecko ochrzcić... Ja się pytam - PO CO? - "Bo co ludzie powiedzą..."
Dlaczego chrzci się dzieci, które są świadome wyłącznie swojego łaknienia, pragnienia i potrzeby snu? Wasz Jezus był, podczas chrztu, świadomym, dorosłym człowiekiem. W jakim celu leci się do kościoła na łeb na szyję, skoro po chrzcie do tego kościoła nie będzie się uczęszczać?
Chrzest małego dziecka jest OK, jeśli rodzice serio są praktykujący. W innym przypadku absurd goni absurd.
Szczyt hipokryzji przeczytany na jednym z portali: mamuśka żali się, że ksiądz nie chce dać dziecku chrztu, bo żyje bez ślubu. Nawet nie wiem, jak to skomentować... Skoro nie potrzebujesz ślubu, to czy Twoje dziecko potrzebuje chrztu?
Ostatnim moim żalem jest płacenie za sakrament. To jak w XVI wieku sprzedaż odpustów. Za co ta banda bierze hajs? Nie wystarczy rzucanie na tacę?
..........
Nie narzucamy nic dziecku. Będzie chciała zostać katoliczką? OK, nadrobi sakramenty ( och tak, to możliwe ! ) Agnostyczka po ojcu? Spoko... Ateistka po mnie? Nie mam nic przeciwko. Inne religie? OK!!!
Ktoś zapytał mnie, no jak to! Co zrobicie, jak wszystkie dzieci będą szły do Komunii? Heh, kupimy jej laptop/aparat/inny prezent bez tego całego zakłamania...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz